Dziś czwartek, więc jestem w Krakowie już od 6 dni, bo od soboty... Powoli znów przyzwyczajam się do trybu życia, jaki tu muszę prowadzić. Zajęcia w tym tygodniu miałam tylko we wtorek i wczoraj, więc początek drugiego roku studiów jest w moim przypadku dosyć luźny. Co do wykładowców/ćwiczeniowców to jest różnie. Jedni wydają się spoko, a na zajęcia innych to strach się bać chodzić. Tak jest m.in. z moją nauczycielką języka angielskiego, która uczyła mnie też na pierwszym roku. Już wtedy mówiła nam, że to jej ostatni rok na tej uczelni, pożegnała się z nami, a tu SURPRISE - ciągle nas uczy. Co nie jest takie najgorsze, bo ma bardzo dużą wiedzę, ale zbyt często kierują nią emocje, przez co denerwuje się na nas bez powodu, a na zajęciach tworzy się taka atmosfera, że można zawiesić w powietrzu przysłowiową siekierę. Reszta "nauczycieli" wydaje mi się ok, z wyjątkiem jednej doktor od finansów międzynarodowych, z którą to miałam dopiero wykład, ale będę też mieć ćwiczenia. Słynie ona na naszej uczelni z surowości i z tego, że oblewa 3/4 roku.
Dziś spędziłam kilka godzin na staniu w kolejce do dziekanatu po zaświadczenie o kontynuowaniu nauki i tak zgłodniałam, że po powrocie do mieszkania przyrządziłam pyszny obiad, więc zamieszczę Wam przepis.
Przepis na 2 porcje (dla głodnych osób)😜
- ok. 250g makaronu (ja użyłam penne, ale może być taki jak lubicie)
- puszka tuńczyka w wodzie lub w sosie własnym
- 4 pomidory średniej wielkości (im bardziej dojrzałe tym lepiej)
- mała cebulka
- 3 ząbki czosnku
- 3 łyżki śmietany 12%
- płaska łyżeczka papryki słodkiej mielonej
- pieprz, sól
- pół łyżeczki ziół prowansalskich
- olej
Smacznego i do następnego razu 💗